Pizza kontra hamburger, czyli jak Włosi pokonali Niemców w wojnie przeciwko Ameryce
Dlaczego włoska pizza w Ameryce pozostała włoska, a niemiecki hamburger i hot dog zapomniały, skąd pochodzą?
Pizza, hot dog, hamburger – czy nie tak widzimy dietę stereotypowego amerykańskiego nastolatka, który siedzi na sofie i znad krągłego brzuszka operuje padem przed dużym ekranem? Można by spytać, skąd w tym zestawie wzięła się pizza, skoro w przeciwieństwie do hot doga i hamburgera jest ona jednym z symboli kuchni włoskiej, a nie amerykańskiej, ale przecież Johnny w trakcie gry nie wcina cienkiego neapolitańskiego placka prosto z pieca opalanego drewnem z najwyższej jakości oliwą, lecz jakiś amerykański shit ociekający serem i ketchupem lub sosem barbecue. Pewnie jakaś podróbka.
Być może jednak jest powód, dla którego pizza, hot dog i hamburger w warstwie słownej pasują do siebie jak „Romeo” pasuje do „Julii”? Do dziś jeden z emblematów kultury włoskiej nad wyraz często postrzega się jako fast food, mimo że pizza do tej kategorii nie należy. Nie ma w tym żadnego przypadku – wszystkie trzy potrawy są charakterystyczne dla Stanów Zjednoczonych. A zatem jak to możliwe, że pizza pozostała tak jednoznacznie włoska?
Najkrócej mówiąc, Włosi wygrali wojnę z Ameryką o narodowy prymat nad pizzą. Zrobili to, czego nie zrobili Niemcy. A wszystko zaczęło się od migracji.

Hamburg, Frankfurt i Neapol w jednym stały domu
Jednym z bagaży, który nie mieści się w walizkach migrantów, a przywozi go ze sobą każda masowa migracja, są lokalne zwyczaje kulinarne. Niemcy przywieźli do Ameryki co najmniej dwa produkty, które wraz z upływem lat staną się symbolem gastronomicznym ich destynacji: stek z Hamburga i kiełbasę z Frankfurtu. Włosi z kolei – a raczej neapolitańczycy – przywieźli pieczony placek z mąki, który Amerykanom przypomina znany im tomato pie, a który migranci nazywają pizzą.
Zarówno niemieckie kawałki mięsa, jak i włoskie/neapolitańskie wypiekane dyski przejdą za oceanem sporą przemianę i na zawsze odmienią światową kuchnię. Hamburskie steki i frankfurckie kiełbasy zostaną przykryte z dwóch stron pieczywem i dla wzmocnienia ich smaku doda się do nich jakieś warzywo i mazidło, zaś okrągły placek zacznie się smarować niedostępnym w Neapolu sosem pomidorowym i przykrywać serem.
Ich przemiana nie jest jednak tak samo dogłębna. O ile bowiem wizualnie i smakowo już nigdy nie będą tym samym i nabiorą formy potraw znanych współcześnie, o tyle ich społeczna otoczka, pomimo tego samego punktu wyjścia – migracji do Stanów Zjednoczonych – przyniesie zupełnie odmienne efekty na gruncie identyfikacji narodowej.
Kleindeutschland kontra Piccola Italia
Współczesna percepcja hamburgera, hot doga i pizzy dobrze odzwierciedla różnicę w charakterze niemieckiej i włoskiej migracji do Ameryki Północnej. Obie były bardzo liczne: Nowy Jork w pewnym momencie stał się trzecim największym niemieckojęzycznym miastem świata (po Berlinie i Wiedniu) oraz największym miastem włoskim (wyprzedzając Neapol). Niemcy przybywali do Stanów Zjednoczonych kilka dekad wcześniej, bo już w pierwszej połowie XIX w., lecz tym, co przede wszystkim odróżniało ich od Włochów (i nie tylko), był kapitał społeczny: niemieccy imigranci byli znacznie lepiej wykształceni i wykwalifikowani, dzięki czemu łatwiej odnajdywali się w nowej rzeczywistości. Choć również tworzyli na terenie Nowego Jorku społeczne klastry, swój Kleindeutschland, to dzięki lepszej edukacji i przydatnym rynkowo umiejętnościom nie byli oni tak zamknięci, jak Włosi w swojej Piccola Italia, a ich integracja z tubylcami odbywała się szybciej.
Jakie to miało znaczenie dla losów hamburgera i hot doga? Tak jak niemieccy imigranci wsiąknęli w lokalny rynek znacznie łatwiej od Włochów, tak wraz z ludźmi zintegrowały się przywiezione przez nich produkty. Najdobitniej świadczy o tym przypadek hot doga, który został tak bardzo zamerykanizowany, że nawet zmienił nazwę – mało kto już pamięta, że przed „gorącym psem” hot doga nazywano frankfurterem, tak samo jak mało kto łączy dziś pochodzenie hamburgera z hanzeatyckim miastem północnych Niemiec1. Większa otwartość niemieckich społeczności spowodowała, że kiedy ich kuchnia została wchłonięta przez Amerykę, potrzeba jej ochrony nie była aż tak istotna.

Inaczej było w przypadku pizzy. Włoscy imigranci jako słabiej wykształceni i mniej wykwalifikowani robotnicy integrowali się gorzej, co tworzyło spiralę zamknięcia we własnej społeczności i niechęci ze strony tubylców. Negatywny stosunek do Włochów przekładał się na złą reputację ich kuchni, którą Amerykanie uważali za niesmaczną i niestrawną, co w efekcie zwiększało hermetyczność włoskich społeczności także od strony kulinarnej. To pejoratywne nastawienie wraz z upływem lat zmieni się do tego stopnia, że popularność pizzy wśród Amerykanów przebije hot doga i hamburgera, a wielu z nich będzie uważało ją za swoją (tak jest do dziś), jednak dziesięciolecia doświadczeń Włochów odmiennych od niemieckich spowodują, że tak jak Niemcy nie zidentyfikowali się ani z hamburgerem, ani z frankfurterem i oddali je całkowicie Amerykanom, tak Włosi zdążyli poczuć więź z pizzą i pomimo rozmaitych mniej lub bardziej świadomych prób jej amerykanizacji2, jej kulturowe przejęcie nie było już możliwe.
Gdyby włoscy imigranci w Stanach Zjednoczonych nie byli społecznością tak zamkniętą, pizza najprawdopodobniej podzieliłaby los niemieckich specjałów i po prostu znikła z gastronomicznej mapy Włoch (tak jak wiele innych XIX-wiecznych potraw). Wynika z tego wniosek, który z dzisiejszej perspektywy jest niemożliwy do przyjęcia: im mniej integracji imigrantów, tym lepiej dla kraju, z którego przybyli. Bo ile traciłyby dziś Włochy nie tylko ze swojego uroku, ale ze swojej realnej międzynarodowej reputacji, gdyby pizzę uważano za tradycyjnie amerykańską? Jak odbiłoby się to na włoskiej gospodarce? Jakie z kolei byłyby współczesne Niemcy, gdyby hamburgera i hot doga globalnie rozpoznawano jako elementy ich kulturowego uniwersum?
Ambasador Pizzaiolo
Poza różnymi losami dwóch migracji dla zachowania włoskiego charakteru pizzy miało znaczenie coś jeszcze – sposób przygotowania potrawy. O ile bowiem kawałek wołowiny można było usmażyć i wsadzić między pieczywo właściwie wszędzie, o tyle przygotowanie pizzy wymagało specjalnego miejsca, w którym byłby dostępny opalany węglem lub drewnem piec. Jednym słowem: pizzerii. To właśnie pizzerie jako wyróżniające się w krajobrazie miejsca stanowiły swoiste „ambasady” włoskości na obczyźnie, w których pracował „ambasador” posiadający specyficzne umiejętności jej wypieku i mówił w języku jej pochodzenia – pizzaiolo. Ani hamburger, ani frankfurter nie miały podobnych warunków, które pomogłyby im zachować ich etniczną dystynkcję.
O ile w przypadku pizzy da się jednoznacznie stwierdzić, że Włosi zdołali obronić jej włoską tożsamość przed amerykanizacją, o tyle wektor przepływu identyfikacji narodowej nie jest tak jednoznaczny w przypadku innych włoskich potraw, których historia spleciona jest ze Stanami Zjednoczonymi. Dlaczego bowiem carbonara jest tak bardzo rzymska, skoro jej narodziny nie odbyłyby się bez amerykańskich żołnierzy na Półwyspie Apenińskim, a pierwszy spisany przepis na nią pochodzi z Chicago? I w drugą stronę: z jakiego powodu Fettuccine Alfredo wzbudzają wśród Włochów taką niechęć jako rzekomo amerykańska imitacja ich kuchni, mimo że potrawa ta naprawdę narodziła się w Rzymie? I czemu znane z Zakochanego kundla spaghetti z pulpetami mięsnymi nazywa się italoamerykańskimi i rodzą one tyle złych emocji, skoro i w Ameryce, i w Italii przyrządzali je Włosi?
Choć narodowe kuchnie stanowią konglomeraty potraw, historia każdego dania jest osobną opowieścią. Przyjdzie czas, by opisać każdą z nich.
Wszystkie moje publikacje są i będą całkowicie darmowe, gdyż tworzę je z pasji. Jeśli podobają Ci się i uznasz jednak, że mój research i czas poświęcany na sklecanie zdań wart jest Twojego wsparcia, możesz mi pomóc poprzez ustawienie płatnej subskrypcji. Za wszelkie wsparcie do tej pory – serdecznie dziękuję!
Istnieje wątpliwość, czy aby na pewno stek z Hamburga przywieźli akurat Niemcy – odniesienie geograficzne prawdopodobnie nawiązywało nie tyle do samego miasta, co do portu, z którego przypływali migranci. Port w Hamburgu był jednak popularnym miejscem wypływu za ocean nie tylko wśród Niemców, ale i innych europejskich nacji.
Być może najciekawszym przykładem jest tutaj wypowiedź Eisenhowera, który w 1952 r. stwierdził, że na nowojorskiej Mulberry Street (część Little Italy) jadł lepszą pizzę niż jako Naczelny Dowódca Alianckich Sił Ekspedycyjnych Sił Zbrojnych w 1943 r. w Neapolu. Ten mały pożar, który wywołały słowa przyszłego prezydenta, musiał ugasić ówczesny dowódca wojsk NATO w Europie Południowej, admirał Robert Carney, który zapewniał, że choć Eisenhower jest jego dobrym przyjacielem i przełożonym, w opinii admirała nigdzie nie można zjeść smaczniejszej pizzy niż w stolicy Kampanii.